Jak zrobić własną kombuchę (i zawojować świat) bez wychodzenia z domu?
„Grzybek”. To słowo wciąż wraca w komentarzach do postów. „Skąd wziąć? Kto ma?” – pytacie. „Czy wytrzyma podróż? Jak dbać, żeby zrobił nam domową kombuchę?” Od kiedy o jej prozdrowotnych właściwościach zrobiło się głośno, wielu z nas ma ochotę spróbować. „Pozostaje zdobyć grzybek” – martwicie się.
Tyle, że ów „grzybek” nie jest do niczego potrzebny. Istotne są bakterie i drożdże, wchodzące w skład tej mlecznobeżowej „meduzy”. Takie bakterie obecne w każdej porządnej kombuchy. Jeśli dać im czas, odpowiednią temperaturę i trochę świętego spokoju, na pewno szybko utworzą na powierzchni ów „grzybek”.
Oto konkretny przepis: wystarczy odlać pół szklanki prawdziwej, niepasteryzowanej i w żaden inny sposób nie psutej kombuchy (czyli WASTNY). Uważajmy na wszelkie oleiste substancje – ich obecność w naczyniu, nawet śladowa, może utrudnić zawiązanie się „grzybkowi”. Po około tygodniu, może nawet szybciej, na powierzchni utworzy się galaretka (taka jak na zdjęciu ilustrującym post, na dole). To zalążek nowego grzybka. Pozwólmy jej się wzmocnić. Gdy osiągnie grubość około 2 mm, przelejmy ją wraz z całą zawartością szklanki do naczynia z litrem dobrze osłodzonej herbaty.
Po niedługim czasie, kilku, może kilkunastu dniach, grzybek przerobi pierwszą partię herbaty na naszą własną kombuchę. Zlejmy ją, jak poprzednio, pozostawiając trochę płynu w naczyniu z “grzybkiem”, i powtórzmy całą operację.
„Grzybek” będzie rósł na kolejnych porcjach herbaty, a z czasem ściemnieje i osiągnie grubość kilku centymetrów (tak jak na zdjęciu ilustrującym post, na górze). Prawdę mówiąc, to niesamowite doświadczenie – przyglądać się mu, obserwować, jak rośnie, układa się wygodnie w naczyniu niczym zwierzątko domowe, jak wypuszcza spod powierzchni bąbelki, naprawdę ciekawie jest słuchać dźwięków, które przy tym powstają, i trochę przypominają rozmowy delfinów 🙂
Zastanawialiśmy się nad sprzedażą „grzybka” – tak wiele mieliśmy, i wciąż mamy, zapytań. Doszliśmy jednak do wniosku, że to nie ma sensu. Wyhodowanie własnego grzybka z kombuchy jest banalnie proste, tymczasem ten gotowy, dorosły, też potrzebuje czasu, żeby zacząć pracować w nowym domu. Najczęściej po prostu opada na dno i tam długo dochodzi do siebie po podróży. Czasem znacznie dłużej, niż młody „grzybek” tworzy się w kombuchy…
Nota bene, „grzybek”, który opadł na dno, nie oznacza, ze kombucha się nie uda – wówczas jednak trzeba zachować ostrożność, o którą trudno, gdy nie ma się doświadczenia.
Jest jeszcze jedna zaleta rozpoczynania własnej przygody z kombuchą od butelki dobrze zrobionego płynu. Gotowa kombucha pomoże nam zorientować się, jak to powinno smakować. Wiele osób, które wcześniej jej nie próbowały, albo próbowały różnych wersji „domowego octu”, „rozwodnionej herbaty”, zraża się do kombuchy – a to wielka szkoda. Zestaw porządnej kombuchy z wielu herbat, z różnymi dodatkami może posłużyć nam za inspirację, i za punkt odniesienia.
WASTNĘ robimy aż w 6 smakach do wyboru:
– z zielonej herbaty z pigwą,
– z zielonej herbaty z pomarańczami,
– z czarnej herbaty, wersja klasyczna,
– z czarnej herbaty z głogiem,
– z czarnej herbaty z imbirem,
– z czarnej herbaty z przyprawami korzennymi.
Dostępna jest w pakietach: 6 butelek po 0,75 l. (96 zł) lub 12 butelek ,75 l (180 zł). Przesyłka u nas zawsze jest bezpłatna 🙂 Podobnie jak grzybek – gratis 🙂